I tak oto pierwszy rozdział! Bardzo dziękuję Aranel, - becie - że ma do mnie tak ogromną cierpliwość i wciąż wspiera mnie w pracy. Co do rozdziału - krótki, a to dlatego, że nie lubię tworzyć długich tekstów, bo przerażają objętością tekstu i nie chce się czytać... Przynajmniej w moim przypadku. :) Miłego czytania!
__________________________________________________________________________________
Szelest
przewracanych kartek rozległ się po pokoju, a w szczególności
po śnieżnobiałych ścianach. Kruczoczarne kosmyki włosów zwisały
nad pożółkłymi kartkami.
Wtem drzwi
małego pomieszczenia na poddaszu uchyliły się, a do pokoju wszedł
rosły młodzieniec, liczący z lekka piętnaście lat. Podłoga z
hebanowego drewna zaskrzypiała. Choć był to tak cichy dźwięk, że
dziewczyna nawet nie spostrzegła osobnika przebywającego w pokoju.
Momentalnie
krzywo spojrzał na słoik wypełniony po brzegi świetlikami, a
zaraz po tym na starą, podniszczoną księgę.
– Co
robisz? –
powiedział
spokojnym tonem stojąc w progu drzwi.
Kobieta
studiująca kolejne wersy tomu gwałtownie podskoczyła na
drewnianym krześle. Po chwili odwróciła się w stronę brata,
który spoglądał na nią, oczekując natychmiastowej odpowiedzi.
– Nic –
odpowiedziała
krótko i szybko zamknęła czytaną książkę. – A
co ma robić Twoim zdaniem? –Uniosła
brew, chowając przedmiot w jednej z szafek biurka.
– Nie
mam pojęcia, dlatego pytam. Nie jestem Twoją niańką, lecz
pamiętaj - pewnych rzeczy nie można robić – wyraźnie
nawiązał do czytanej książki. Wszak wiedział, jaki tytuł nosi i
co głosi tekst. – Prawo
tego zabrania, nie zapominaj – rzucił.
Obrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając przy tym drzwiami.
– Umowne
– westchnęła.
Tellorini
nie mają prawa, wszak nie zdarzają się tu ani zabójstwa, ani
kradzieże. Sami osadnicy uważają, że jedynie Wielki Arion -
pierwszy mieszkaniec, a zarazem ojciec wszelakiej roślinności -
może ich sądzić. Choć od ucha do ucha krąży plotka, iż osoby,
które aż zanadto interesują się smokami - znikają.
Nic
więc dziwnego, że brat kobiety nie pochwala jej zainteresowań, a
tym bardziej naiwnych pomysłów, którymi raczy go odkąd skończyła
zaledwie dziewięć lat.
W
ślad za bratem Nestea wyszła z domowej biblioteczki. Wychodząc,
zamknęła pomieszczenie złotym kluczem i schowała w kieszonce
myśliwskich spodni. Stojąc przed drzwiami zarzuciła na siebie
turkusową pelerynę, na dłonie naciągnęła skórzane rękawice i
chwyciła łuk i kołczan, który szybko zarzuciła na plecy.
Do
jej uszu dobiegł znajomy głos.
– Gdzie
idziesz?
– Polować
- odrzekła
chłodnym tonem, po czym cmoknęła różowymi usteczkami.
Momentalnie obok niej znalazło się ogromne,koto-podobne stworzenie
o zielonej sierści, które groźnie zaryczało.
Czule
przejechała dłonią po sierści i założyła zwierzęciu zieloną,
skórzaną obrożę z kolcami.
–
Gdzie?
- posłał jej srogie spojrzenie „niańki”, którą jak przy
każdej okazji przypominał - nie był.
–
Blisko
bagien – schyliła się i nałożyła na stopy długie,
wojskowe, czarne buty, które nie były w najlepszym stanie. Wręcz
przeciwnie – Ponoć nie jesteś
moją niańką, daruj sobie te kazania, już nie mam pięciu lat
- warknęła.
–
Bagna?
Oszalałaś? - podniósł ton o co najmniej kilka . Świadomy
tego, że jest starszy od niej o cztery lata, uważał iż opieka nad
młodszą siostrą, która jest lekkomyślna do cna, to jego
obowiązek. Zwłaszcza, że matka nie żyje, a ojciec pochłonięty
pracą w urzędzie nie miał i nie będzie miał dla nich czasu.
Owe
mokradła były najbardziej wysunięte w stronę morza. Tereny
dookoła nich były zamieszkiwane przez imigrantów z królestwa,
które jest pod rządami Nerumu – Artgo, oraz lud należący do
niszy społeczeństwa.
– Tam
jest najwięcej ptactwa, a co za tym idzie – gniazd, nie będę
jeść roślin.
– odparła głosem, pozbawionym jakiegokolwiek szacunku, na
pytanie Arona.
– Nie
wybrzydzaj. Ciesz się, że w ogóle masz co jeść. - wytknął
siostrze grymasy, które musiał znosić cały dzień, bez wyjątku
– Czcigodny Arion zadbał o nasze dobro, powinniśmy być mu
wdzięczni, wszak mógł zignorować naszą ówcześnie prymitywną
nację. Ale nie zrobił tego, nauczył nas jak hodować rośliny,
myśleć logicznie! -
zaczął udowadniać Nestei, że nawet Wielki Mędrzec nie narzekał
na brak pożywienia, ani na to, że dawni mieszkańcy uważali go za
szaleńca.
– Tak,
znam tą historię. Święte drzewo, Mądry-idiota –
zaczęła przewracać oczyma –
Wszyscy w to wierzą, a to kłamstwo! Czy wy jesteście
mózgo-brakami?! Po co spotykać się, gdy drzewo mające kilkaset
lat wypuszcza pąki raz do roku? Co niby da nam śpiewanie i
tańczenie? - wykrzyczała
mu prosto w twarz.
– Chociażby
wiarę w lepsze – westchnął.
Dla niego zarzuty siostry były bezpodstawne.
– Luna, idziemy –
Zwróciła się w stronę pupila, który na pozór przypomina pumę.